80 LAT TEMU

Aktualności Edukacja Wydarzenia

80 lat temu, 3 kwietnia 1940 r. władze sowieckie przystąpiły do systematycznej eksterminacji, czyli systematycznego planowego uśmiercania, polskich jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Na mocy tajnej decyzji nr P13/144 z 5 marca 1940 r. zwanej „Decyzją Katyńską” zamordowano blisko 22 tysiące obywateli Polski, w tym ponad 10 tysięcy oficerów Wojska Polskiego. Egzekucji ofiar, uznanych za „wrogów władzy sowieckiej” dokonano strzałem w tył głowy z pistoletu, systematycznie w okresie od kwietnia do połowy maja 1940 r.

Ofiary okrutnej i niesamowitej zbrodni pogrzebano w masowych grobach pod Smoleńskiem, Miednoje koło Tweru, Piatichatkach na przedmieściu Charkowa, Bykowni koło Kijowa i w przypadku około 6–7 tysięcy ofiar w innych nieznanych miejscach (prawdopodobnie m.in. Kuropaty na Białorusi).

Rozstrzeliwań dokonywano i utrzymywano w ścisłej tajemnicy. Jednakże po napaści Niemiec na ZSRR władze hitlerowskie po odkryciu ujawniły zbiorowe groby w Katyniu koło Smoleńska. 13 kwietnia 1943 r. Niemieckie Biuro Informacyjne podało komunikat o masowych grobach polskich oficerów pod Smoleńskiem. Niedługo później w lesie katyńskim rozpoczęto ekshumacje. Prace pod nadzorem Wehrmachtu prowadziły Komisja Techniczna PCK i komisja międzynarodowa. W ich trakcie w płaszczach i mundurach zamordowanych żołnierzy znajdowano wiele osobistych rzeczy, fotografii i pamiętników. W sumie wydobyto ponad trzy tysiące tego typu przedmiotów. Zostały one zapakowane do skrzyń i przewiezione do Instytutu Medycyny Sądowej i Kryminalistyki w Krakowie.

Niestety oryginały zabranych z Katynia artefaktów nie ocalały. W sierpniu 1944 r. Niemcy zabrali cenne skrzynie wraz z protokołami i wywieźli je na Śląsk, a następnie dalej na zachód. W Radebeul pod Dreznem wszystkie materiały prawdopodobnie spalono.

Przez 50 lat (1940–1990) władze ZSRR zaprzeczały swojej odpowiedzialności za zbrodnię katyńską oskarżając o nią Niemcy hitlerowskie. Dopiero, po zmianach ustrojowych w Polsce i upadku komunizmu, 13 kwietnia 1990 roku oficjalnie władze Rosji sowieckiej przyznały, że była to „jedna z ciężkich zbrodni stalinizmu”. Prowadzone dotąd badania nie wyjaśniły jednak wielu kwestii związanych z tą zbrodnią.

Polscy jeńcy wojenni wzięci do niewoli we wrześniu 1939 roku przez Armię Czerwoną zostali następnie wbrew konwencjom międzynarodowym przekazani NKWD, które zgromadziło ich w specjalnie utworzonym systemie obozów NKWD dla jeńców polskich, podlegającym Zarządowi ds. Jeńców Wojennych NKWD. Nastąpiło to po oddzieleniu oficerów od szeregowych i podoficerów, których przekazano stronie niemieckiej, skierowano do pracy przymusowej w obozach Gułagu lub zwolniono, natomiast oficerowie pozostali w obozach jenieckich.

W pierwszych tygodniach po sowieckiej agresji na Polskę w dniu 17 września 1939 r. losy polskich jeńców zupełnie były nie znane. Po zajęciu przez Armię Czerwoną wschodnich terytorium Rzeczypospolitej, do niewoli sowieckiej wzięto blisko 250 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego (WP), Korpusu Ochrony Pogranicza, strażników więziennych, funkcjonariuszy Policji i innych służb państwowych oraz naukowców, ziemian, fabrykantów i urzędników.  Jednocześnie około 14 tysięcy oficerów Wojska Polskiego znalazło się w obozach jenieckich zarządzanych przez NKWD – Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku.

Mimo, że do dziś nie mamy pełnej dokumentacji dotyczącej okoliczności sowieckiej zbrodni na polskich jeńcach, to zachowane strzępki informacji pozwalają na stosunkowo dokładne odtworzenie ich losów miedzy jesienią 1939 a wiosną 1940. Zamordowani w Katyniu polscy oficerowie zostawili po sobie unikalne świadectwa. Kluczowe są zapiski znalezione w dołach śmierci, listy do rodzin, ale także raporty władz sowieckich oraz relacje nielicznych ocalałych. Pamiętniki, prowadzone były na każdym dostępnym skrawku papieru, składają się na poruszający obraz obozowego życia. Jakie były myśli, plany i marzenia jeńców, nieświadomych czekającego ich losu?

W listach jeńcy często odwoływali się do opieki Opatrzności pisząc m.in. „Matce Boskiej dziękuję za opiekę nad nami i Jej opiece Was zawsze polecam” – napisał jeden z oficerów.

Szczególnie traumatycznym momentem niewoli były pierwsze święta w obozie jenieckim. Jeden z kapitanów pisał do swojej rodziny tak „Nie życzę Wam Wesołych świąt, bo będą dla nas wszystkich smutne, ale tylko te jedne – tym milsze i weselsze będą następne…”.

 Oficerowie spisywali swoje wrażenia od momentu przybycia do obozu.

Major rezerwy Stefan Pieńkowski trafił do Kozielska 3 listopada 1939 r. Tak referował swoje pierwsze chwile: „Kozielsk miasteczko obwodu Smoleńskiego. O 12-ej w nocy przyjazd. 7 km pieszo. Obóz duży. Po zarejestrowaniu się i łaźni przejście do 2-ej części obozu. Sala wielka, hałas, elektr. Wieczorem przeniesienie do lepszego pomieszczenia jako profesora razem z ofic. sztabowymi. Warunki dobre. Dr Zieliński chory. Mieszkam z 3 generałami”

Z kolei major Tomasz Siwicki dzień wcześniej, bo 2 listopada, zanotował:„(…) Godz. 12-ta (24) Pociąg zatrzymuje się na jakiejś stacji. Czekamy dość długo, wreszcie każą nam przygotować się do wysiadania. Zatem jesteśmy u celu podróży – ujechaliśmy niedaleko, ale dokładnie nie wiadomo gdzie jesteśmy i od nikogo nie można się dowiedzieć. Jest zupełnie ciemno, zimno i błoto. Wyładowanie trwa godzinami, ustawianie, sprawdzanie, liczenie i wreszcie idziemy długą kolumną. Po dwóch godzinach marszu zbliżamy się do celu podróży. Widać oświetlone elektryką zabudowania. Okazuje się, że to miejscowość Kozielsk.”

Oficerowie poświęcili także sporo miejsca rozpoczętej w kwietniu akcji wywożenia grup więźniów z obozu. Ostatnie zapiski czyniono jeszcze w trakcie transportu. Podporucznik Wacław Kruk 9 kwietnia notował: „Jest godz. 14.30. Zajeżdżamy do Smoleńska. Na razie stoimy na dworcu towarowym. (…) Jest to wieczór, minęliśmy Smoleńsk, dojechaliśmy do stacji Gniezdowo. Wygląda tak jakbyśmy mieli tu wysiadać bo kręci się wielu wojskowych. W każdym razie dotychczas nie dali nam nic dosłownie do jedzenia. Od wczorajszego śniadania żyjemy porcją chleba i skromną dawką wody”.

Oficerowie opuszczali Kozielsk nieświadomi zbliżającej się tragedii. Podpułkownik Adam Solski został wywieziony 9 kwietnia. „Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką-więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono nas gdzieś do lasu; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano mi zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano mnie o obrączkę, którą (…). Zabrano ruble, pas główny, scyzoryk (…)”.

Inny napisał: „Dziś po południu mnie zabrano – po rewizji – w samochodzie do bocznicy kolejowej – do więziennych wagonów – przedział 15 ludzi za kratami” – raportował z kolei 21 kwietnia Jakubowicz. Jeszcze następnego dnia zapisał: „O 1.30 godz. pociąg ruszył, 12 godz. Smoleńsk”. Na tym jego dziennik się kończy.

Stałym tematem w pozostawionych przez więźniów zapiskach było jedzenie, a właściwie – permanentny jego brak. „Mam ciekawe sny, jakieś bankiety z przyzwoitym jedzeniem, a to z głodu, jednostajnego żywienia: peluszka na śniadanie i chleb czarny, na obiad jaglanka kasza lub pęczak jako zupa i na kolację herbata” – pisał 16 października podporucznik Dobiesław Jakubowicz. Skarżył się też na marne wyżywienie.

„Chleb dostajemy na cały dzień. Cukier dali na 10 dni, ale za 3 dni go się zje, a później gorzką herbatę piję. Tak to Marysiu, jest tutaj w niewoli” – referował. „Karmią coraz gorzej (…) ustawicznie grochówka, rzadka lura, dwa razy dziennie, już nie mogę jej jeść, choruję” – przyznawał w podobnym tonie w styczniu 1940 r. major Siwicki.

Z listów, wraz z przeciągającym się pobytem w obozie, wyziera poczucie beznadziei. „Beznadziejność – po śniadaniu położyłem się spać. Wstałem w jeszcze gorszym nastroju. Cholera wzięłaby to wszystko – tak siedzieć bezczynnie i marnieć tutaj. Niech diabli wezmą to wszystko” -pisał Jakubowicz w listopadzie, w drugim miesiącu swojego uwięzienia.

Siwicki wyrażał się w podobnym tonie: Mieszkamy w „Cyrku”- 500 ludzi stłoczonych jak śledzie na trzech piętrach prycz. Wychodzenie i schodzenie niebezpieczne dla życia, nic się nie robi. Kłótnie i scysje na porządku dziennym. Nie ma nigdzie wolnego miejsca, nie ma gdzie usiąść, nie ma co czytać, grać itd. Bezużytecznie dzień za dniem upływa na wyczekiwaniu, zrzędzeniu na wszystko. Znowu ogonki długie jak węże morskie do jedzenia, do wody, do latryny, do sklepiku”.

Obozową nudę więźniowie zabijali między innymi za pomocą rozmaitych gier. Stawki były różne – Jakubowicz na przykład grając „w chemin de gare kostkami domina” wygrał 11 skrętów machorki. Podporucznik wspominał także o urządzaniu seansów spirytystycznych: „(…) pytałem się o siebie i Ciebie (o żonie – red.) i powiedział duch, że jesteś u wujków”.

Dzięki notatkom można poznać także osobliwe nazwy, które jeńcy nadawali barakom, w których przebywali. „Dom starców” zamieszkiwali majorzy, a w „Bristolu” żyli pułkownicy. Pozostali zajmowali zaś między innymi „Grobowiec Indyjski”, „Cyrk”, „Małpi gaj” i „Hotel pod wszą”.

Więźniowie opisali także, jak 11 listopada w obozie uczczono Święto Niepodległości. „Obchodziliśmy je skromnie” – relacjonował Jakubowicz. „Święto nasze więcej niż skromne. Piorę bieliznę. Znowu słuchy o wyjeździe lekarzy z tej kolei” – wtórował mu Stefan Pieńkowski.

Nieco lepiej wypadły spędzone w Kozielsku święta Bożego Narodzenia. „Wigilia była na naszej sali bardzo uroczysta – 15 panów. Prycza i stół nakryte były prześcieradłem – choinka maleńka, opłatek własnej roboty i siano” – opisywał Jakubowicz.

Dzięki niemu wiemy też, jak wyglądała oficerska uczta: „Dzielenie się opłatkiem, kanapki, naparstek wódki, kanapki ze śledziem siekanym, kartofelszot, herbata, ryba smażona, kasza z kisielem, jabłka, kolędy przy choince zapalonej”. Tomasz Siwicki pisał z kolei, że jeńcom „zabroniono kolęd i zbierania się”:

Reasumując, należy jednoznacznie stwierdzić, że „Sprawa katyńska” była przez cały okres ZSRR jedną z najściślej strzeżonych tajemnic. Gdy po zakończeniu II wojny, podczas procesów norymberskich Związkowi Sowieckiemu nie udało się obarczyć winą za ten mord Niemców. Do sądzenia winnych za tę zbrodnię nigdy nie doszło. Chociaż znani są ci, którzy decyzję o niej podjęli, a także ponad stu wykonawców. Po zbrodni istnieje materialny ślad. Trzy zbudowane przez Polaków cmentarze – w Katyniu, Miednoje i Charkowie – gdzie każdy z blisko 15 tysięcy polskich jeńców jest imiennie upamiętniony.

To tam każdego roku rzesze Polaków jedzie i składa hołd bestialsko i zupełnie niepotrzebnie pomordowanym Synom naszej ziemi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *