HISTORIA RODZINY CIEŚLA W RAJSZEWIE

Aktualności Edukacja

W Rajszewie (obecnie gmina Jabłonna powiat Legionowo) w latach 1940-1945 mieszkali u nas jak ich nazywano „Poznaniacy” i byli to między innymi rodzina Cieślów i rodzina Białych (wysiedleni do nas z Wielkopolski), Państwo Rozalia i Jan Cieśla mieszkali pod adresem Rajszew 43.
W wyniku poszukiwań informacji o ich losach nawiązałem kontakt z naszymi niektórymi mieszkańcami pamietającymi tamte czasy, wydarzenia i ludzi (i jestem umówiony na rozmowę – po koronawirusie), a co najważniejsze w dniu 11.11.2020 r. (nomem omen) w Narodowy Dzień Niepodległości, zadzwonił do mnie wnuk Państwa Rozalii i Jana Cieślów Pan Marek Cieśla i w ponad godzinnej rozmowie przekazał mi, to co jego dziadkowie, rodzice i wujowie oraz ciocie opowiadali o przesiedleniu, mieszkaniu, życiu i wydarzeniach w naszym Rajszewie w tym czasie tj. w czasie II wojny światowej, kiedy to większość mieszkańców naszej wsi stanowili Niemcy, no i oczywiście w Rajszewie w tym czasie mówiło się po niemiecku, a sołtysem był Pan Ulewicz – Polak (imienia Pan Marek nie pamięta).

  1. Część pierwsza „Wywiezienia-Przesiedlenia”.

Jak opowiada Pan Marek, z opowieści jego dziadków i rodziców wie, że do domu dziadków i innych mieszkańców wsi w Wielkopolsce wczesnym mroźnym rankiem na początku 1940 r. pod domy śpiących jeszcze mieszkańców podjechały ciężarówki z żołnierzami niemieckimi i nakazano im natychmiastowe opuszczenie swoich domów (dla nas chyba niewyobrażalne).

Powiedziano, że mogą zabrać swój dobytek i natychmiast mają się ładować na furmankę z tym co zdołają zabrać ze sobą. Następnie, wszystkich zebranych ludzi przewieziono do Łodzi (z tego co pamięta) gdzieś w pobliżu jakiegoś dworca, do miejsca o którym mówiono „Czyściec”. Dlaczego ? Bo czyszczono przywożonych tam wszystkich ludzi. Czyszczono ze wszystkiego, znaczy że zabierano im tam wszystko co mieli, pieniądze, kosztowności, rzeczy… Zostawali z niczym, w jednym ubraniu, z tym „co na sobie”.
W „Czyśćcu” też następowała segregacja – tam otrzymywali przydział albo na roboty do Niemiec, albo przesiedlenie do Generalnej Guberni.

  1. Część druga „W drodze do Rajszewa”.

Po „Czyśćcu” w Łodzi wysiedlona siłą ze swojego domu i gospodarstwa k. Poznania nasza Polska rodzina Cieślów, została praktycznie z niczym, Rozalia i Jan Cieśla oraz czwórka ich dzieci, w tym ojciec Pana Marka, Jan Cieśla. Piąty ich syn Józef, w tym czasie (rocznik 1912) służył w wojsku w Korpusie Ochrony Pogranicza w miejscowości Borsznów k. Kamieńca Podolskiego (obecna Ukraina).

Smutne ale prawdziwe, ale tam w Łodzi, oprócz oczyszczenia, w wyniku segregacji rodzina Cieślów została rozdzielona i jeden z synów Jan oraz jego kuzyn Ludwik (25 i 30 lat) dostali przydziały i wysłano ich na roboty do Niemiec a pozostałych (starsi i dzieci) wysłano do Generalnej Guberni czyli w ich przypadku do Rajszewa z (jak mi powiedział mój rozmówca) „zamiarem późniejszej utylizacji”, gdzieś… kiedyś…

Także w 1940 r. Jan Cieśla trafił do Niemiec do kopalni w Niemczech Lipsk-Halle, w której pracował aż do zakończenia wojny i w październiku 1945 roku powrócił do swojej rodzinnej miejscowości k. Poznania, gdzie spotkał, zakochał się i ożenił z Zofią Biały (sąsiadką z Rajszewa) – mamą mojego rozmówcy Pana Marka.

Natomiast Ludwik został skierowany do pracy w gospodarstwie rolnym gdzieś w Niemczech, z którego uciekł w 1941 r. i przez dwa lata przebywał na terenie ówczesnego Związku Sowieckiego ukrywając się, a następnie po kolejnej ucieczce przyjechał do Rajszewa do swojej rodziny.

Rodzina Cieślów, po przesiedleniu z wielkopolski zamieszkała w Rajszewie. Uprawiali machorkę (tytoń). Mieli krowę i drób. Zycie nie było łatwe, panowała bieda i często głód zaglądał im „w oczy”. Niedaleko przebiegała granica pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem a Trzecią Rzeszą Niemiecką, gdzie życie wyglądało całkowicie inaczej – nie było głodu i żyło się lepiej.

  1. Część trzecia pt. „w Rajszewie”.

Przesiedleni na początku roku 1940 Rozalia i Jan Cieśli ze swoimi dziećmi zamieszkali w Rajszewie w domu pod numerem 43. Sąsiadowali przez miedzę z rodziną Białych, z którą w niedalekiej przyszłości połączyły więzy rodzinne, a stało się to poprzez ślub ich syna Jana z Zofią Białą, ale już po wojnie po powrocie do swojej rodzinnej wsi w Wielkopolsce i po powrocie Jana z robót w Niemczech w październiku 1945 roku.

Rajszew leżał w granicach Generalnej Guberni, a niedaleko w sąsiedniej wsi Skierdy przebiegała granica z Trzecią Rzeszą. W Generalnej Guberni panowała bieda i głód, w porównaniu z tym co było za miedzą. Stąd (jak opowiada mi mój rozmówca p. Marek) jego babcia Rozalia i inni mieszkańcy Rajszewa często chodzili na tzw. przemyt przez granicę. Znajomy celnik niemiecki był przekupiony i często „przymykał oko” na nich kiedy nielegalnie przekraczali granicę – a trzeba wiedzieć, że groziła za to śmierć.

Dla tych, którzy o tym nie wiedzą, to w naszym lesie nieopodal Rajszewa w kierunku Chotomowa na wzgórzu stoi pomnik upamiętniający miejsce śmierci czterech mieszkańców Chotomowa, którzy zostali schwytani i zamordowani przez niemieckich celników kiedy przekraczali „zieloną granicę”. Polacy przemycali z Trzeciej Rzeszy najczęściej jedzenie, a płacili za nie np. machorką (tytoniem) którzy uprawiali na swoich poletkach.

Życie codzienne to głównie praca i działania mające na celu zapewnienie wyżywienia, bezpieczeństwa, ale także chodzeniu w niedzielę do Kościoła w Chotomowie. Do Chotomowa dzieci chodziły także na religię oraz na tzw. tajne fakultety, gdzie uczyli się języka polskiego. W Chotomowie był także nasz cmentarz, na którym został pochowany jeden z synów Państwa Białych mieszkaniec Rajszewa, a mianowicie Stefan Biały.

Życie w Rajszewie dla Polaków w czasie wojny wśród rodowitych Niemców nie było łatwe i wiązało się z wieloma niebezpieczeństwami. Stąd, jak opowiada p. Marek, nie nawiązywano wielu relacji, raczej ograniczano kontakty do bardzo wąskiego grona rodzinnego. Życie ich cechowała raczej duża nieufność i podejrzliwość, wychodzili z założenia, że „czym mniej wiesz, tym dłużej żyjesz…”. Wszechobecna nieufność i obawa o własne i życie innych, spowodowała to, że wielu a w tym rodzina Cieślów posiadała w ogrodzie za stodołą wykopany w ziemi Mini Schron (ziemianka). Był on przykryty, zamaskowany i niewidoczny dla kogoś kto o nim nie wiedział. Wejście do niego było zamaskowane i znane tylko dla nielicznych. Najprawdopodobniej mieli przygotowane spakowane jedzenie, które zabierali w przypadku szybkiej ucieczki/ewakuacji do tegoż Mini Schronu, w przypadku łapanki, poszukiwań… Schron został wymyślony i wykonany przez synów państwa Cieślów, którzy byli żołnierzami Armii Krajowej działającymi na terenie naszej wsi w konspiracji. Przygotowywali oni pododdział AK do udziału w Powstaniu Warszawskim, ale o tym w następnej części.

Należy jeszcze powiedzieć, że jeżeli obawiano się wizyty Niemców w domu, to na drzwiach wieszano tabliczkę z napisem „Tyfus” i byli wtedy przez jakich czas bezpieczni, bo jak Niemiec widział ten napis, to już do tego domu nie wchodził. Często wykorzystywano ten sposób, gdy ukrywano w domu jakiegoś uciekiniera i potrzebowano czasu np. na wyrobienie „papierów” przez sołtysa Rajszewa Ulewicza.

  1. Część czwarta „Mała miejscowość z magazynem broni”.

W czasie wojny, jak opowiada mi mój rozmówca Pan Marek Cieśla, w Rajszewie znajdował się magazyn broni. Zorganizowany był on w stodole w obejściu Rozalii i Jana Cieślów, pod numerem 43. Mało kto o nim wiedział, tylko osoby zaufane i bezpośrednio zaangażowane w działalność konspiracyjną. Dlaczego, bo działał tu u nas mały zakonspirowany oddział Armii Krajowej w liczbie (najprawdopodobniej) 15 osób. Komendantem oddziału był Stanisław Ludwiczak (mieszkający w innej wsi), a praktycznie oddziałem kierował jego zastępca Józef Cieśla, były żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza, mieszkający w Rajszewie, po powrocie z wojska (po agresji sowietów 17 września 1939 r.).

Rajszewski oddział AK należał do I Rejonu VII Obwodu AK „Brzozów” jako część okręgu warszawskiego AK o kryptonimie „Obroża”. Obwód AK „Brzozów” obejmował dzisiejsze gminy Legionowo, Jabłonna, Nieporęt, Wieliszew, Serock i części dzielnicy Warszawa Białołęka. Bezpośrednio przed wybuchem Powstania Warszawskiego, część broni została wyniesiona do żwirowni, gdzieś bliżej Wisły.

Do oddziału AK w Rajszewie należeli także pozostali członkowie rodziny i sąsiedzi, w tym Stanisław Cieśla oraz Walenty Biały. Przygotowywali się oni do udziału w Powstaniu Warszawskim. Ich punktem kontaktowym była osoba działająca także w konspiracji w Jabłonnie. To przez niego i od niego otrzymywali informacje, rozkazy i instrukcje co do funkcjonowania i szkolenia się. Natomiast jedynym znanym na zewnątrz kontaktem oddziału w Rajszewie był właśnie Józef Cieśla.

To w tym czasie Rajszewscy AK’owcy wykopali w ogrodzie (za domem) Mini Schron, który miał ich chronić i służyć jako schronienie w sytuacji niebezpiecznej zagrażającej ich życiu. Szkolili się gdzieś w zaroślach nad Wisłą, pod wieczór lub wieczorami, najprawdopodobniej w miejscu gdzie obecnie znajdują się Pola Golfowe. Różnego rodzaju potajemne zbiórki i spotkania szkoleniowe organizowane także były w głębi naszego lasu, gdzieś pomiędzy Rajszewem a Chotomowem.

W tym też czasie któregoś dnia Walenty Biały był przypadkowym (będąc w ukryciu) świadkiem mordu dokonanego przez Niemców w naszym lesie, tam gdzie stoi teraz pomnik przy ul. Modlińskiej, na wysokości ul. Jaśminowej. Widział jak przyjechał samochód i przywiózł ludzi. Doły były już wykopane. Kazano im wysiąść a następnie rozległy się serie karabinów, potem cisza i ciężarówki odjechały…

W efekcie decyzji dowództwa AK nasz Rajszewski oddział AK nie wziął udziału w walkach w Warszawie. Bezpośrednio przed wybuchem Powstania otrzymali rozkaz, że „obwody mają wstrzymać się od walk, nie ujawniać się, a broń przekazać do Warszawy”. W związku z tym, zgodnie z rozkazem broń została wywieziona w określone miejsce i przekazana Powstańcom. Dokonali tego Walenty Biały i Stanisław Cieśla. Broń załadowali na wóz konny, przykryli ją warzywami, pomidorami, ogórkami i z granatami w kieszeni wyruszyli w drogę. Po drodze za Jabłonną zostali zatrzymani przez patrol niemiecki, ale po wylegitymowaniu pozwolono im pojechać dalej. Skończyło się na strachu i pocie oraz (jak opowiada p. Marek) z ręką w kieszeni na zawleczce granatu.

Po przekazaniu broni do Warszawy oddział został rozwiązany. Wszystkie dokumenty grupy AK i przedmioty należące do oddziału zostały zakopane przez Józefa Cieślę (bez świadków) na podwórku swojego domu w Rajszewie. Do dzisiaj nie zostały one odnalezione. W latach 70-tych przyjechał do Rajszewa Ludwik Cieśla (brat Józefa), ale niestety nie potrafił już po tylu latach i wielkich zmianach naszej wsi, zlokalizować tego miejsca. W związku z czym, pozostaje nam (chyba) pogodzić się z faktem, iż nasza ziemia Rajszewska zachowała dla siebie tajemnice działalności konspiracyjnej naszych przodków i nie tylko. Myślę, ze kryje ona jeszcze wiele tajemnic, do których może kiedyś dotrzemy i pokażemy światu.

Po wojnie rodzina Cieślów i Białych, po pięciu latach pobytu i działalności konspiracyjnej powróciły do swojej rodzinnej miejscowości. Przez wiele lat ukrywali wszystko to co widzieli i wiedzieli, nic nie mówili tym bardziej, że Urząd Bezpieczeństwa cały czas szukał dawnych żołnierzy AK. Nigdy się nie ujawnili, bali się i obawiali się o swoje rodziny. Dochodziło nawet (jak mówi p. Marek) do nękania ich, inwigilacji, aby się przyznali do AK. Funkcjonariusze UB nawet któregoś razu w poszukiwaniu tzw. dowodów wrogiej działalności rozebrali w ich domu piece kaflowe. Bojaźń i zastraszenie ich było skuteczne, skoro przez długie lata po wojnie żaden z nich bał się przyjechać do Rajszewa. Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych odważył się na to wspomniany Ludwik Cieśla w poszukiwaniu miejsca zakopania dokumentów.

No i tak kończy się opowiedziana mi przez p. Marka Cieśli pięcioletnia historia polskiej Rodziny Cieślów w Rajszewie. Przesiedleni siłą z Wielkopolski do Generalnej Guberni, ograbieni w Łodzi, przybyli do Rajszewa z niczym, mając tylko siebie. Żyjąc tutaj w biedzie, głodzie i strachu, przetrwali i w 1945 r. powrócili do swoich gospodarstw.

Wysiedlenie ich było planowym celowym działaniem Niemców, po to aby do ich domów mogli przybyć i zamieszkać z kolei przesiedleni Niemcy z kresów wschodnich II Rzeczypospolitej.

Mam nadzieję i jestem dobrej wiary, że historia ta spotka swoich naśladowców i poznamy kolejne podobne i ciekawe losy naszych Przodków…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *